sobota, 21 kwietnia 2012

Miś











Dzisiejszy wpis będzie mało konkretny. Mniej będzie o faktach, a więcej o odczuciach. Może wiec być nieco nieskładnie, ale nie o uczesanie myśli mi dziasiaj chodzi...
A zatem! Zastanawiam się co miał w głowie architekt tego obiektu... co w głowie można mieć patrząc na taki obiekt?
Buzludja (po polsku w zasadzie Buzłudża), bardzo przypomina polskie "bezludna", "bezludzie", co wydaje sie idealnie pasować do okolicy, w której powstał ten budynek-monument. Miejsce nie jest obojętne - w takim miejscu powstało takie coś!
A zatem Buzludja to szczyt górski w bułgarskiej Starej Płaninie o wysokości 1441 metrów n.p.m. Z miejscem tym wiążą się dwa wydarzenia historyczne. W 1868 r. na Buzłudży starły się ze sobą czeta Hadżiego Dimityra i wojska osmańskie. Nieco ponad 20 lat później u podnóża Buzłudży odbyło się tajne zebranie, na którym jego uczestnicy zapoczątkowali zorganizowany ruch socjalistyczny w Bułgarii. Na cześć tego drugiego, jak podaje Wikipedia, "na szczycie został wzniesiony monument, który wkrótce potem stał się symbolem socjalizmu w Bułgarii".
No właśnie, zastanawiam się zawsze, gdy widzę coś podobnego, jaka myśl kołatała w głowie, gdy postanowiono o wniesieniu takiego obiektu, co myślał architekt, któremu zlecono opracowanie takiego projektu. Powiedzmy szczerze, z racjonalnością, taka decyzja nie miała wiele wspólnego. Choćby sama konstrukcja, była ultraracjonalna, to budowa takiego obiektu w takim miejscu to nie 2+2=4, ale raczej manifest. Można by powtórzyć zgrany do granic przyzwoitości cytat, ze "to jest miś na miarę naszych możliwości. My tym misiem otwieramy oczy niedowiarkom! Mówimy: to jest nasz miś, przez nas zrobiony, i to nie jest nasze ostatnie słowo!". bułgarzy mieli zatem swojego misia - budynek-monument, a może bardziej budynek-manifest, a może jedno i drugie. W założeniu obiekt miał upamiętniać przywołane wcześniej wydarzenie, ale czy to rzeczywiście jest pomnik? Źródłosłowem byłaby tutaj pamięć, a zatem odwołanie się do przeszłości, do tego co było, a tu... a tu mamy socfuturyzm, socjalistyczną architekturę googie, czy coś w ten deseń. Forma, owszem, jest monumentalna, ale i zarazem kosmiczna! Budynek dosłownie (forma spodka) i w przenośni miał być kapsułą przenoszącą ku świetlanej przyszłości. Zresztą podobno przy w fundamentach zabetonowano przesłanie dla potomnych, którzy, jak wierzono, mieliby już żyć w raju na ziemi, tj. komunizmie - nie w jakimś tam realnym socjalizm, tylko właśnie najpełniejszym z pełnych ziszczeniu marzenia o szczęśliwości ludzkości, a przynajmniej ludu pracującego itd.
Zresztą przyjrzyjmy się bryle budynku. Z jednej strony to owa kosmiczna kapsuła pozwalająca odbyć podroż w przyszłość i pokazująca, jak ta przyszłość w socjalizmie ma wyglądać. Z drugiej jednak strony... no właśnie... Przecież to jest jakieś odwołanie do architektury sakralnej. Nie, nie żartuję! Mamy tu przecież nic innego jak socjalistyczną dzwonnicę-kampanilę, tylko że na jej szczycie czerwoną pięcioramienną gwiazdę, we wnętrzu zaś mozaiki ze wszystkimi świętymi socjalizmu. Mamy Marksa, Engelsa, Lenina i wreszcie Żiwkowa. Budynek nie pełni też jakieś funkcji użytkowej, to raczej wyrażone w architekturze socjalistyczne credo. Zatem zarazem obiekt ten to jakiś monastyr. To umiejscowienie na szczycie góry też przywołuje przecież podobne widoki, niektórych klasztorów kościołów wschodnich.
I jeszcze jedno skojarzenie, wcale nie tak oderwane, jak by się mogło pierwotnie wydawać. Chemosphere House w Los Angeles. Podobne usytuowanie u szczytu góry, podobne widoki "z okna", podobny układ wnętrza i na końcu wreszcie, jak w "Red Plenty" Spufforda - powieści z gatunku economical-fiction - to obietnica komfortu zaspokojenia i obfitości, jaką (bez sukcesu) mial dać socjalizm. Póki co obietnica ucieleśniona tylko w domu partii, ale w przyszłości dla wszystkich.
Rok 1971, kiedy podjęto decyzję o budowie bezludżkiego domu partii, to w zasadzie także początek końca utopijnego modernistycznego myślenia o szczęściu przez architekturę.
W 1971 roku ukończono budowę katowickiego Spodka.

wszystkie zdjęcia pochodzą ze strony buzludja.com

sobota, 24 grudnia 2011

machines not dead!

Trzy lata temu wrzuciłem na blog parę rysunków Bronisława Linkego.
Dziś będzie nawiązanie do tego wpisu. Nie żebym jakoś celebrował trzecią rocznicę wpisu na blogu. Bez przesady! Czysty zbieg okoliczności, a może po prostu w święta mam więcej czasu...
Nie ważne. Szperając od linka do linka natrafiłem na ciekawą postać. Boris Artzybasheff, jak podaje Wikipedia urodził się w Charkowie, ale jako że walczył po rewolucji październikowej po stronie białych musiał wyemigrować. Trafił do USA, gdzie został ilustratorem. Pracował dla Life, Fortune czy Time Magazin. Fajnie, tylko dlaczego zacząłem od Linkego?
Ano z powodu tych kilku rysunków, które od razu skojarzyły mi się rysunkami z cyklu śląskiego polskiego ilustratora:




Artzybasheff podobnie jak Linke animizuje maszyny. Wyraz ich "twarzy" nie ma w sobie jednak nic z diaboliczności tych przedstawionych na akwarelach polskiego twórcy. Wnętrza hal produkcyjnych przypominają tu raczej gabinety technicystycznych osobliwości niż industrialną otchłań, w której ludzie nie tyle obsługują maszynerię, co wręcz jej służą. U Artzybasheffa ludzi zresztą nie ma, maszyneria żyje własnym życiem.


Ciekawe co znajdę za kolejne trzy lata?

środa, 7 września 2011

Z ziemi włoskiej do Polski... albo na odwrót


Architektura włoska czasów faszyzmu to ciekawy temat. Z jednej strony uwidaczniają się w niej cechy systemu politycznego, w którym powstała, z drugiej, jeśli porównać ja do architektury niemieckiej tego okresu, wydaje się ona jednak zdecydowanie lżejsza. Sam nurt włoskiej architektury międzywojnia nie był zresztą jednolity. Romans włoskich futurystów z faszyzmem powodował, że przynajmniej część spuścizny tego okresu posiada cechy modernistyczne. Niektórym obiektom zresztą ciężko byłoby przypisać w warstwie czysto estetycznej jakiekolwiek konotacje z tym, co można by, choćby prima facie, kojarzyć z faszystowskim systemem organizacji państwa i społeczeństwa. Arco dei Fileni, marmurowy łuk triumfalny zbudowany w 1937 roku w Libii, raczej przewodzi na myśl scenografię filmów sci-fi niż Zeppelintribune Alberta Speera. Jak już jednak wspomniałem, architektura włoskiego faszyzmu była niejednolita i oprócz nurtu modernistycznego czy futurystycznego, wyróżnić w niej można również nurt konserwatywny, zdecydowanie bliższy speerowskiemu zracjonalizowanemu klasycyzmowi. Ciekawym przykładem jest Kościół pod wezwaniem Św. Franciszka z Asyżu w mieście Rodos. Uroczyste wmurowanie kamienia węgielnego miało miejsce 20 września 1936 r., zaś świątynie projektu arch. Bernabitiego oddano do użytku w 1939 r. Z jednej strony projekt uwidacznia pewną surowość, z drugiej zauważyć można odwołanie do archetypu wczesnochrześcijańskich kościołów z ażurowo zakończoną dzwonnicą mogącą się kojarzyć z kampanilami, mimo, iż w tym przypadku dzwonnica nie jest całkowicie wyodrębniona z głównej bryły kościoła.
Rodyjski kościół skojarzył mi się z katowickimi realizacjami z okresu międzywojennego - dodajmy, że wcześniejszymi o co najmniej parę lat. Architektura zarówno kościoła Opatrzności Bożej, jak i Św. Kazimierza, podobnie jak ta rodyjskiego kościoła Św. Franciszka odwołuje się do typu kościoła wczesnochrześcijańskiego, redukując jego i tak prostą bryłę do "kubicznych, zgeometryzowanych form architektury nowoczesnej". Inspiracja zatem prawdopodobnie ta sama, jednak ostateczny efekt zupełnie inny. Katowickie realizacja w tym zestawieniu, mimo, że starsze, są zdecydowanie lżejsze, bardziej nowoczesne - mniej w nich archaizacji i ciężkości jaką instynktownie przypisać by można faszyzmowi.

PS.
gwoli wyjaśnienia tytułu - wyspa, a tym samym i miasto Rodos od czasów wojny włosko-tureckiej (1911-12) do czasów zawarcia tzw. pokoju paryskiego (1947) znajdowała się pod władzą włoską.

niedziela, 28 sierpnia 2011

WPKiW


Dziś tylko jedno foto, a właściwe pocztówka. Przypuszczalnie koniec lat 60-tych lub początek 70-tych. Widoczna jest hala "kapelusz" (jeszcze przed pożarem, bardziej przeszklona niż aktualnie) oraz szklarnia kominowa (już nie istniejąca).

sobota, 23 lipca 2011

Transatlantyk

Ten transatlantyk zacumował w katowickiej dzielnicy Dąbrówka Mała około 80 lat temu. Budynek, jak można (mam nadzieje :)) zobaczyć na drugim zdjęciu, był częścią ogródka jordanowskiego. Charakterystyczne relingi, okulus-bulaj czy wreszcie pawilon solarny przypominający mostek kapitański przywodzą na myśl architekture okrętową, którą w międzywojniu często inspirowali się moderniści. Niestety nie posiadam żadnych informacji, kto budynek projektował. Obecnie znajduje się w nim Miejskie Przedszkole nr 38.

niedziela, 3 lipca 2011

dead's it.


Katowice mają za dużo budynków! Ta myśl zapewne przyświecała władzom miasta, kiedy podjęły decyzje o wyburzeniu Pałacu Ślubów przy Al. Korfantego. Naprawdę nie wiem jaka była logika tej decyzji. Owszem, po przeprowadzce Urzędu Stanu Cywilnego do zaadaptowanego na jego potrzeby Pałacyku Goldsteinów, budynek przestał pełnić swoją dotychczasową funkcję. Tylko, co z tego? Przepraszam, zapomniałem, że zgodnie z planami przedstawionymi przez Pełnonocnika ds. Projektu Przebudowy Strefy „Rondo-Rynek” Pana Krzysztofa Rogalę, miejsce po Pałacu Ślubów będzie pełnić nową funkcję - parkingu. Parking to zawsze coś - w zasadzie bedzie to jedyny rzeczywisty efekt "przebudowy" centrum miasta. Parking oczywiście (!) ma być rozwiązaniem tymczasowym, bo teren czeka na inwestora. Oczywiście... Pytanie, po co w takim wypadku wyburzać obiekt w świetnym stanie technicznym? Po co brać na siebie koszty wyburzenia, skoro mógłby je pokryć inwestor, gdyby taki wreszcie się znalazł. Do tego czasu obiekt można by było wynająć. Można by było, gdyby nie to, że w Katowicach jest za dużo budynków.
Jesli idzie o kwestie architektury, polecam z majowej Rzepy tekst Mai Mozga-Góreckiej:
Znika architektura odwilży.
Na zachętę i jednocześnie kontra argumentom o "złym pochodzeniu" architektury lat 60-tych, która jakoby była przesiąknięta ustrojem, w którym powstała, cytat z przywolanego wyzej artykułu:
– Lata 60. to był najciekawszy okres w polskiej architekturze powojennej, odwilż, eksplozja modernizmu – dodaje prof. Leśniakowska. – Do głosu doszło pokolenie, które studiowało przed wojną, ale było kneblowane wcześniej przez socrealizm, oraz generacja młodych architektów wychowanych przez tych wybitnych „starych" modernistów. Działali ze świadomością, że nie są z moskiewskiego rozdania, ale należą do Zachodu. I mieli poczucie misji: dla nich architektura i towarzysząca jej sztuka – malarstwo, dizajn – pełniły ważne funkcje kulturowe i edukacyjne w społeczeństwie.


Kiedyś chcieliśmy być nowocześni. Teraz wystarczy nam szutrowy parking.
To by było na tyle.

poniedziałek, 13 czerwca 2011

CINiBA

Dzisiaj nie patrzymy wstecz. Patrzymy naprzód. Najnowsza katowicka inwestycja już prawie ukończona. Prezentuje się rewelacyjnie!
Jakiś czas temu wrzucałem parę fotek z budowy. Teraz parę wieczornych zdjęć z serii "po co mi statyw, są przecież krawężniki i ławki".

sobota, 14 maja 2011

Go west! Śródmieście zachodnie w Katowicach.


Katowice zawsze były ambitnym miastem. Die kleine Großstadt - tak określano przed I wojną światową ówczesne Kattowitz. Z pewnością nieco na wyrost, być może nawet nieco prześmiewczo (wystarczy porównać z innymi miastami Cesarstwa Niemieckiego), ale jednak... Ukierunkowanie na to, co wielkie (w rozumieniu niemieckiego gross czy angielskiego great) można już wówczas w Katowicach dostrzec. Ta melodia o Wielkich Katowicach szczególnie słyszalna była w okresie międzywojnia. Największy gmach w Polsce, pierwszy drapacz chmur, etc. Katowice zawsze jednocześnie cierpiały z powodu kompleksu rynku czy centrum. W okresie międzywojennym pojawiały się plany budowy ratusza w okolicach dzisiejszego Hotelu KatowiceJ jednocześnie powstało reprezentacyjne forum w okolicach Sejmu Śląskiego. W każdym bądź razie, starano się stworzyć, tak czy inaczej rozumiane, centrum miasta, uznając, że to co jest nie odpowiada potrzebom miasta. Fundamentem tych potrzeb były zaś ambicje miasta. Sytuacja powtarza się w czasach PRL. Szeroka Aleja Armii Czerwonej (obecnie Korfantego) z nowymi i nowoczesnymi obiektami, takimi jak Spodek, Superjednostka, DH Zenit, DH Skarbek, Ślizgowiec, Haperowiec, pokazują skalę myślenia o mieście. Nie inaczej jest dzisiaj. Odkąd pamiętam (tj. od lat 90-tych XX w.), toczy się dyskusja o potrzebie przebudowy centrum. Te wszystkie etapy dyskusji o stworzeniu centrum miasta na miarę czasów łączy wspólny mianownik. Żadne z nich nie zostały zrealizowane w pełni. Do niedawna wydawało mi się, że najpełniej zamierzenia zrealizowano w okresie PRL. Skala ówczesnych rozwiązań wydawała się mówić sama za siebie. Nic bardziej mylnego, rzeczywistość nie dorosła do ówczesnych ambicji miasta. Okazuje się, że Aleja Korfantego wraz z modernistycznymi gmachami to tylko połowa tego co miało powstać. Tą część zasadniczo zrealizowano w latach 60-tych i wczesnych 70-tych XX w. W roku 1976 rozstrzygnięto jednak konkurs na koncepcję programowo przestrzenną Śródmieścia-Zachód. Pierwszą nagrodę uzyskała "grupa WAAN", w skład której wchodzili Wacław Seruga i Andrzej Wyzykowski. Koncepcja oparta została na osi wschód-zachód, będącej przedłużeniem ciągu pieszego istniejącego centrum. Od strony wschodniej oś zamknięta miała być budynkiem Haperowca, od zachodu zaś proponowaną bryłą budynku - siedziby organizacji twórczych i technicznych. Koncepcja przewidywała wprowadzenie ruchu pieszego z południowej części śródmieścia, a dwupoziomowy układ komunikacji kołowej i pieszej zapewnić miał "maksymalna atrakcyjność zespołu, tworząc wielopoziomowy żywy organizm centrum o kulminacjach ruchów pieszych w części wschodniej (plac otwarty o charakterze handlowym, będący zarazem głównym rozrządem ruchu klientów zespołu administracyjnego) i w części zachodniej (plac o charakterze kameralnym, będący zwornikiem ruchu dla kierunków północ-południe i wschód-zachód". Projekt przewidywał wyodrębnienie trzech zespołów:
- usługowo-handlowego (wzdłuż głównego ciągu pieszego),
- usług administracyjnych ( w części wschodniej),
- usług w zakresie kultury i nauki (część zachodnia).
Swoją drogą, warto zauważyć, że część planów zrealizowano. Na początku lat 80-tych XX w. zrealizowano, znajdujące się na południe od głównego założenia, wieżowce przy ul. Mickiewicza 29. Przynajmniej częściowo zrealizowano układ drogowy mający obsługiwać Centrum-Zachód. Ulica Grundmanna została oddana pod koniec 2006 r.

czwartek, 12 maja 2011

Silesia City Center. Co by było, gdyby...


Wbrew automatycznemu skojarzeniu dzisiejszy post nie będzie o katowickim centrum handlowym o tejże właśnie nazwie. Na marginesie trzeba jednak przyznać, że obiekt ten dość skutecznie zawłaszczył nie tylko nazwę, ale i faktycznie znaczna część funkcji tradycyjnego centrum miasta, a może i nawet centrum całej aglomeracji. Aglomeracji, która kiedyś była po prostu Górnośląskim Okręgiem Przemysłowym, a od jakiegoś czasu nosi dumne miano Górnośląsko-Zagłębiowskiej Metropolii "Silesia". Stolicą, a właściwie siedzibą władz, owej metropolii są, zgodnie z § 3 Statutu, Katowice. Co by jednak było gdyby... no właśnie, zamiast dalszych wizji utrzymanych w nurcie political-fiction wrzucam coś, co można by obecnie ochrzcić jako urban-fiction - Centrum GOP planowane pomiędzy Będzinem, Sosnowcem a Dąbrową Górniczą. Poniższy projek zdobył pierwszą nagrodę w rozstrzygniętym na początku 1973 roku konkursie SARP. Autorami koncepcji są: Zdzisław Hryniak, Wojciech Kubik, Jacek Michalski. Założenia konkursu przewidywały zaprojektowanie "nowego centralnego dyspozycyjno-usługowego dla całego rejonu, w którym znalazłyby się usługi o charakterze unikalnym". Rozwiązanie miało przewidywać obiekty:
- administracji (230 000 m.kw.),
- kultury (73 000 m.kw),
- służby zdrowia (8 200 m.kw),
- łączności (6 000 m.kw.),
- handlu (45 000 m.kw.),
- gastronomii (27 000 m.kw.),
- rzemiosła (25 000 m.kw.),
- hotelowe (50 000 m.kw.),
- innych usług (25 000 m.kw.),
- szkoły wyższe (450 000 m.kw.),
- domy akademickie (200 000 m.kw.),
- szkoły średnie z internatem (230 000 m.kw.),
- zakłady lecznicze i opieki społecznej (180 000 m.kw.)
oraz tereny zielone i sportowe o powierzchni 150 ha.

środa, 27 kwietnia 2011

Koszutka-Zdrój, czyli kilka słów o galeriowcu


Pozostajemy na Koszutce. Dzisiaj "Galeriowiec". Po raz kolejny nie posiadam informacji kto, kiedy, itp. Na pewno są to lata 60-te XX w., ale kto projektował, nie mam pojęcia... Jak to w galeriowcach, mieszkania przebijają się "na wylot" przez całą szerokość budynku. Mieszka się w nim ponoć świetnie. Jak powiedziała mi jedna z lokatorek - nie zamieniłabym swojego mieszkania w tym bloku na żadne inne. Mnie budynek zawsze kojarzył się z domem wczasowym. Może coś w tym jest...


+ historyczna pocztówkaps. właśnie kupiłem na Allegro kolejną część "Współczesnej architektury polskiej" Szafera. Może będzie w niej coś o galeriowcu. W razie czego update.

Edit:
Budynek pochodzi z 1962 roku, a zaprojektował go Mieczysław Król. (Dzięki BW ;))